- Za 5 minut powinna przyjść moja nowa klientka. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak Cię teraz wyproszę. - spojrzałem na nią przepraszająco, lecz ona tylko się zaśmiała i wstała z krzesła, zabierając ze sobą niebieski kubek. Taki jaki uwielbiała. Uświadomiłem to sobie, lecz nie zdążyłem sobie tego poukładać, gdy jej perlisty śmiech dotarł do moich uszu.
- Spokojnie stary przyjacielu. Udanej randki z żoną.
- S-skąd? - jęknąłem, lecz długowłosej dziewczyny już nie było. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Pracowaliśmy już dwa lata, a ja dalej nie potrafiłem jej rozgryźć. Upiłem ponownie łyk kawy, gdy usłyszałem pukanie. Drugie w przeciągu godziny mojej pracy. Przymrużyłem powieki i zerknąłem na zegar, który wskazywał równo godzinę 15. Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała się starsza kobieta, mająca na oko około 45 lat, lecz wyglądająca na 30 parę. Przepuściłem ją w drzwiach, a dłonią wskazałem krzesło. Szybkim ruchem zamknąłem dębowe drzwi i powędrowałem na poprzednie miejsce. Oparłem podbródek o splecione dłonie i obserwowałem moją nową klientkę.
- A więc? Co panią do mnie sprowadza? - słuchałem z uwagą jej słów. Momentami zapisywałem ważniejsze informacje w notesie. Gdy skończyła mówić, jej spojrzenie oczekująco się we mnie wpatrywało. Postukałem długopisem w notes. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Cała ta sytuacja była skomplikowana. Tym bardziej że znałem niektórych ludzi, o których ona mówiła.
- Rozumiem. - mruknąłem i od niechcenia oparłem się o fotel. Próbowałem wykraść czasu kilka cennych sekund, by zastanowić się nad odpowiedzią. Spojrzałem moimi ciemnymi oczyma na kobietę siedzącą przede mną.
- A więc pani Senju...
- Tsunade. Niech pan mi mówi Tsunade.
- Dobrze. - mruknąłem i raz jeszcze spojrzałem się na blondynkę, zanim znowu zabrałem głos.
- Jest pani pewna, że ma to związek z państwem Uzumakim i panem Danem?
- Oczywiście, że tak. To musiał być ten przeklęty Nagato. - słysząc to imię, zmarszczyłem brwi. Zawsze lubiłem tego chłopaka. Zresztą był on kuzynem Naruto. Pochyliłem się nad blatem, wziąłem do ręki długopis i zacząłem coś bazgrać.
- Dobrze, zajmę się pani sprawą, lecz nie obiecuję, że uda mi się to wyjaśnić.
- Na pewno się panu uda. Słyszałam, że jest pan najlepszym detektywem w całym Poznaniu. - widząc entuzjazm malujący się na twarzy kobiety, miałem ochotę przewrócić oczyma, lecz powstrzymałem się od tego gestu. W końcu, gdy zamknąłem drzwi za klientką, ciężko opadłem na fotel. Miałem mętlik w głowie. Dopiłem już zimną kawę i zacząłem porządkować przerwaną dzisiaj pracę. Z wczoraj została mi tylko papierowa dokumentacja, z którą dosyć szybko się uwinąłem. Nigdy jakoś na nią nie narzekałem, chodź, do najprzyjemniejszych nie należała. Gdy wybiła 17:30, ubrałem kurtkę, wziąłem czarną torbę i wyszedłem z biura, uprzednio zamykając je na klucz. Ruszyłem wzdłuż opuszczonego korytarza. Zza zakrętu wyszła moja przyjaciółka. Uśmiechnąłem się i ją zawołałem. Przyśpieszyłem kroku i już po chwili zrównałem się z nią krokiem.
- Jeszcze w pracy siedziałaś?
- Niestety. Dzisiaj trochę mi zwalili na głowę pracy. Mam nadzieję, że Itachi nie będzie mi miał tego za złe. Mieliśmy spędzić wspólnie wieczór. - dziewczyna nerwowym gestem odgarnęła z czoła grzywkę. Widziałem frustrację malującą się na jej twarzy, lecz nic nie powiedziałem i poklepałem ją tylko po ramieniu.
- Nic się nie martw Daria. Zrozumie. W końcu sam jest gliną. - posłałem jej słaby uśmiech, który odwzajemniła. Przepuściłem ją w drzwiach i zaczęliśmy się kierować ku parkingowi.
- Pozdrów Rin ode mnie.
- Jasne. - mruknąłem. Gdy znaleźliśmy się przy moim aucie, pożegnałem się z dziewczyną, wsiadłem do sportowego auta i wyjechałem z parkingu z piskiem. Nie mogłem się doczekać momentu, kiedy ponownie ujrzę swoją żonę. Mimo tego sprawa, z którą przyszła do mnie Senju nie dawała mi spokoju. Miałem co do niej złe przeczucia. Pokręciłem z roztargnieniem głową i po dwudziestu minutach dotarłem na umówione miejsce. Zaparkowałem pod budynkiem i skierowałem swoje kroki ku wejściu. Widząc krótkie, brązowe włosy oraz szczupłą, wysoką sylwetkę uśmiechnąłem się sam do siebie. Podszedłem do niej od tyłu i mocno objąłem ją. Słysząc jej głośny, perlisty śmiech uśmiechnąłem się szerzej i ucałowałem jej ciepły policzek.
- Długo na mnie czekałaś kochanie?
- Nie, dopiero przyszłam Kakashi. - ponowiłem gest, wypuściłem ją z objęć tylko po to, by chwycić jej drobną dłoń i wejść z nią do środka. Czułem się dumny jak paw, idąc obok niej. Zdawałem sobie sprawę, że jest to najpiękniejsza kobieta, jaka stąpa po tej ziemi, a ja miałem niewyobrażalne szczęście. Uwielbiałem obserwować, jak się uśmiecha. A dzisiaj tak było. Z jej twarzy nie znikał uśmiech. Z przyjemnością oglądałem film, na który się wybraliśmy. Jej śmiech był muzą dla mych uszów. Po całym seansie zabrałem ją na spacer. Kochałem nasze spacery nad wartą. Gdy jej drobne ciało zadrżało z zimna, kąciki mych ust uniosły się ku górze, mocno ją objąłem i spojrzałem w niebo. Cicho spytałem. Po raz setny naszego małżeństwa.
- Nie żałujesz, że nie ułożyłaś sobie życia z Obito? Może wtedy by żył... - zamilkłem. Cały czas bolała mnie strata przyjaciela. Mimo że minęło tyle lat, ja dalej czułem się tak, jakbym utknął. Jakby stało się dopiero wczoraj. Jej cichy szept wyrwał mnie z ponurych rozmyślań.
- Nie Kakashi. Ja... Ja od dziecka Cię kochałam, podziwiałam... Byłeś taki... Niedostępny? Tak, to chyba właściwe słowo. Nigdy nie wierzyłam, że kiedykolwiek zamienimy choćby słowo. Zdawałam sobie sprawę, że on mnie kocha. Jednak on nie był Tobą. Gdy w końcu przypadł nam w udziale wspólny projekt, wariowałam ze szczęścia. Nie mogłam wyobrazić sobie piękniejszego scenariusza poznania Ciebie, lecz Ty nadal byłeś nieosiągalny. Skryty, zanurzony w swoim świecie. Wtedy nie rozumiałam, jaka tragedia spotkała Twoją osobę. Dowiedziałam się przypadkiem. Zapragnęłam ulżyć Ci w bólu. Pamiętasz tamten dzień, gdy spotkaliśmy się przypadkiem? To wcale nie był przypadek. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tego dnia. Chyba właśnie wtedy coś we mnie drgnęło.

****

Miałem mętlik w głowie. Nie rozumiałem, jak ktoś mógłby zabić mi ojca. Był bardzo dobrym policjantem. Nielicznym, który znał się na swoim fachu. Od dziecka go podziwiałem. Zresztą reszta moich rówieśników zazdrościła mi ojca. A ja? Ja byłem z tego dumny. Z niego. A tu nagle go zabrakło. Potarłem palcami skroń. Uniosłem głowę i spojrzałem przed siebie. Od kilku dni przemierzałem przez most w nadziei, że jednak go spotkam. Że to złudzenie. Że to tylko głupi żart. Sen. Sam nie mogłem się zdecydować. W końcu wybrałem wszystko, lecz mur nie chciał się rozbić. Boleśnie zaczynałem sobie uświadamiać, że to prawda. Że on już nie wróci. Nie wierzyłem, że mogłem tak mocno kogoś kochać, póki nie zginął. Nagle poczułem czyjś ciężar ciała na swoim torsie. Uniosłem głowę i spojrzałem na mocno orzechowe tęczówki. Widząc, że dziewczyna się chwieje ująłem jej łokieć i przytrzymałem, by nie upadła. Mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy dojrzałem na jej twarzy rumieńce.
- Przepraszam Kakashi. Zapatrzyłam się.
- Nie przepraszaj Rin. W końcu nic takiego się nie stało. - widząc jak jej rumieńce, tylko się pogłębiają, stwierdziłem w duchu, że wygląda jeszcze bardziej uroczo, lecz nigdy bym się do tego nie przyznał. Nawet na najgorszych torturach. W końcu z niechęcią puściłem łokieć dziewczyny. Zmieszany spytałem.
- Co tutaj robisz sama? O tej porze?
- Wracam od Kurenai. A Ty Kakashi? Daleko masz od domu. - zagryzła dolną wargę. Z uwagą ją obserwowałem, lecz mój wzrok po chwili powędrował gdzieś za nią.
- Od kilku dni wędruję przez ten most z nadzieją, że jednak spotkam mojego tatę, lecz to tylko głupia nadzieja. On już nie wróci, nie żyje. - wyszeptałem, lecz przy ostatnim słowie mój głos zadrżał. Nie wiedziałem, kiedy ta drobna dziewczyna mnie objęła. Przyjąłem ten gest i objąłem ją ramionami. Nie miałem wtedy pojęcia, że gdzieś w ciemności obserwuje nas Obito. Że patrzy na nas z nieskrywaną zazdrością. Po chwili niezręcznej, a zarazem przyjemnej ciszy odsunąłem się od brązowowłosej dziewczyny i zaoferowałem jej swoje ramie. Gdy je przyjęła, moje kąciki ust uniosły się do góry.
- Więc gdzie mieszkasz Rin Noharo?
- Szamarzewskiego 4.
- Dosyć daleko się zapuściłaś. Czy aby na pewno do babci?
- Sugerujesz, że Cię śledziłam, by później oczarować Cię swoim wdziękiem? - widząc jej naburmuszoną minę, miałem ochotę się roześmiać. Przeczesałem wolną dłonią swoje szare włosy. I zrobiłem to. Roześmiałem się od bardzo długiego czasu. Po chwili i jej głos wtórował. Oboje się śmialiśmy. Ruszyłem w stronę, gdzie znajdował się najbliższy przystanek.
- Nic nie sugerowałem, ale skoro chcesz mnie uwieść, nie mam nic przeciwko. - powiedziałem niewinnie, na co jej policzki oblały się czerwienią. Uśmiechnąłem się pod nosem i popatrzałem w gwiazdy. Przeczuwałem nową wspaniałą znajomość. Żałowałem też, że wtedy na projekcie nie próbowałem jej poznać. Zdawała się miła. I inna niż wszystkie dziewczyny, jakie znałem. „Czyżby los się do mnie uśmiechnął?” spytałem sam siebie. Odpowiedzi nie dostałem. Zresztą nie oczekiwałem jej. A może nie chciałem jej znać. Może bałem się odpowiedzi sprzecznej z moimi wyobrażeniami? Nie wiedziałem. Wzruszyłem mimowolnie ramionami. Gdy wykonałem ten gest, orzechowe oczy spojrzały na mnie z niemym pytaniem. Zaśmiałem się.
- Nic. Tak sobie cicho myślę. A więc opowiadaj o sobie Rin.

****

- Chciałam Cię poznać. Bliżej i bliżej. Gdzieś tam miałam odległe, nieosiągalne marzenie byś mnie pokochał. Tak jak ja Ciebie. Albo chociaż w ułamku tak samo, jak ja kochałam Cię. Twoje uczucia przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Po prostu od dziecka wiedziałam, że jesteś moją drugą połówką. Czułam się niepełna, póki nie spotkałam Cię. Teraz się czuję pełna. I nie, nie żałuję, że wybrałam Ciebie. Obito, był moim przyjacielem, mimo że on kochał mnie, ja nie kochałam jego. Nie mogłam ofiarować mu nic poza przyjaźnią, bo nie był Tobą. - słuchałem jak oczarowany jej spokojnego głosu. Głosu, który po raz kolejny tłumaczył mi, dlaczego ja. Nawet nie było w nim nutki zniecierpliwienia. Uśmiechnąłem się i zawróciłem ku naszemu samochodowi.
- Wracajmy. Już zimno. Przeziębisz się. - zaciągnąłem się zapachem jej perfum i zacisnąłem palce na jej dłoni.
- Kakashi?
- Tak?
- Czemu byłeś taki roztargniony, jak przyszedłeś? Nowa sprawa?
- Tak. - mruknąłem, przypominając sobie słowa blondynki. Nadal nie potrafiłem przejść nad tym do porządku dziennego. Spojrzałem na twarzyczkę w kształcie serca. Nie chciałem jej martwić jednocześnie czegoś przed nią zatajać.
- Wiąże się to z naszymi dobrymi przyjaciółmi Uzumakimi.
- Dlaczego z nimi?
- Moja hmm... Klientka jest z nimi spokrewniona... - westchnąłem i nerwowym gestem przyciągnąłem kobietę bliżej siebie. Wiedziałem, że mogę liczyć na jej obiektywne zdanie. Nawet jeśli bardzo mnie kochała i nie chciała ranić, to obiektywnie potrafiła spojrzeć na sprawę i mi to powiedzieć.
- Może powinieneś przekazać tę sprawę komu innemu? Dobrze wiem, jakie to będzie dla Ciebie trudne wypytywać Kushinę czy Minato. Domyślam się, że jest to sprawa o morderstwo.
- Zgadza się. - mruknąłem, kierując się w stronę samochodu. Przycisnąłem przycisk i drzwi były odblokowane. Najpierw otworzyłem je żonie, gdy wsiadła, zamknąłem je za nią. Obszedłem auto naokoło i sam wsiadłem. Zapiąłem pasy, włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem. Położyłem dłonie na kierownice. Chwilę wpatrywałem się przed siebie. Cicho szepnąłem.
- Postanowiłem. Podejmę się tej sprawy. Jutro się skontaktuję z moją klientką.
- Jesteś pewien Kakashi?
- Tak. I dziękuję Rin. - odwróciłem głowę w jej stronę i posłałem jej szeroki uśmiech. Po chwili wyjechałem z parkingu i skierowałem się w stronę naszego domu. Wiedziałem, że czeka mnie dużo pracy, ale może w ten sposób odwrócę uwagę moich nocnych koszmarów. Zawsze tak było, gdy byłem pochłonięty pracą. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i napisałem SMS Yamato.

Kakashi.

„Umów mnie jutro na 12 z panią Senju”.

Yamato.

„Więc jednak przyjmujesz sprawę?”

Kakashi.

„Tak. Porozmawiamy jutro. Poproś Darię, by zjawiła się o 11 u mnie w biurze.”

Yamato.

„Poważna narada wojenna?”

Kakashi.

„Będzie potrzebna mi jej pomoc. Sam sobie z tym nie poradzę”.

Yamato.

„Ok. Do jutra”.

Kakashi.

„Miłej nocki”.

Napisałem, zablokowałem telefon, po czym schowałem go do kieszeni. Spojrzałem na pasażerkę. Widząc jej niemy wyrzut, westchnąłem.
- Przepraszam Rin. Zacząłem już podejmować pewne kroki w sprawie tego zlecenia. Będzie mi potrzebna Daria.
- Chcesz ją wplątać w tę sprawę? Pamiętasz, jak się to ostatnio skończyło, gdy ją wplątałeś w sprawę? Itachi nie był zbyt zadowolony.
- Wiem, ale tylko ona może mi pomóc. - westchnąłem. Samemu nie podobał mi się ten pomysł, lecz tylko na czarnowłosą przyjaciółkę mogłem liczyć. Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze rozmowa z jej mężem.




Znowu. Znowu to samo. Znowu obudziły mnie koszmary z przeszłości. Zerwałem się z łóżka oddychając ciężko. Przetarłem wierzchem dłoni spocone czoło i powędrowałem wzrokiem po otaczającej mnie ciemności. Znowu ta ciepła dłoń pocieszycielko klepała mnie w bark. Spojrzałem na Rin. Dziewczynę, której nie zauważałem wcześniej, lecz mimo tego ona dalej przy mnie była. Odetchnąłem z ulgą i pozwoliłem na to, by jej ciepłe ramiona mnie objęły. By jej malinowy oddech owiał i otulił moją szyję. Ponownie pozwoliłem sobie na azyl w jej ramionach. Na jej cichy szept, który mnie uspokajał. Jak ostatni tchórz pozwoliłem sobie na chowanie się w te niewinne ramiona. Ramiona mojej żony, która od wielu lat koiła mój strach. Nie pozwalała by mnie zniszczył. Trwała bezwarunkowo przy mnie. Pomimo mojego charakteru. Pomimo tego, jaki byłem. Położyłem drżące dłonie na jej gładkich plecach. Przymknąłem powieki, wtulając nos w jej obojczyk. Wystający, lecz dający schronienie moim myślą.
- Spokojnie Kakashi. To tylko zły sen. - jej słowa odbiły się w mojej głowie jak echo. Odetchnąłem ciężko, nawet nie otwierając powiek. Ten uspokajający głos był ze mną od lat. Dawał mi nadzieję na lepsze jutro. Poczułem, jak jej krótkie włosy łaskoczą mój policzek. Z moich ust mimowolnie wydobyło się ciche mruknięcie. Każdego dnia nie mogłem uwierzyć, że ta kobieta chciała ze mną być. Że chciała za męża kogoś, kto jest poturbowany psychicznie. Że wszystkie swoje siły wkładała na leczenie mnie. Nie ważne czy to była zima, czy lato. Ona była i cierpliwie opatrywała moje rany. Na nic nie zdawały się próby okłamania jej, że wszystko w porządku. Była jak matka, która opatruje swojemu dziecku skaleczone kolano. Jak ktoś, kogo trzeba strzec. Niczym anioł stróż. Otwarłem oczy i spojrzałem w jej. Jej orzechowe oczy, które czujnie się we mnie wpatrywały. Wypatrywały każdej zmiany na mojej twarzy. Posłałem jej przyjacielski uśmiech i mocniej ją do siebie przytuliłem. Cicho szepnąłem, lecz mój głos odbił się od ścian i powędrował dalej. Wgłąb domu.
- Rin...
- Csii Kakashi... Nic nie mów. Zrobię Ci herbatę. Taką, jaką uwielbiasz. - spojrzałem na nią z wdzięcznością i obserwowałem, jak w ciszy ubiera szlafrok, który podarowałem jej na piątą rocznicę bycia małżeństwem. Jak posyła mi ten niewinny, uspokajający uśmiech. Nie mogłem się powstrzymać i również odwzajemniłem gest. Jej uśmiech sprawiał, że nie dało się nie uśmiechnąć. Spojrzałem na swoje jeszcze dygoczące dłonie. Pełne blizn. Przepełnione nierównościami, lecz ona je kochała. Uwielbiała, jak gładziłem jej idealne ciało moimi spracowanymi dłońmi. Wstałem z łóżka i podszedłem do parapetu. Wyjrzałem z okien wieżowca na panoramę miasta. Poznań. Był pięknym miastem, lecz stosunkowo niedługo tutaj mieszkaliśmy. To Rin nalegała byśmy się tutaj przeprowadzili. Byśmy odcięli się od złych wspomnień. A raczej ja. Widziałem w jej oczach, jak nienawidziła momentów, gdy nie mogła mi pomóc. Jak musiała bezradnie obserwować moje cierpienie. Zresztą ja nie byłem jej dłużny. Również nienawidziłem momentu, gdy byłem bezsilny wobec jej cierpienia. Jak mogłem się tylko przyglądać i modlić by rzecz, która sprawiała jej ból, jak najszybciej zniknęła. Kochałem ją. Naprawdę ją kochałem. Jako policjant mógłbym za nią zabić, nie zważając na żadne konsekwencje. Mógłbym siedzieć w więzieniu, byleby ją ochronić, gdyby zaszła taka potrzeba. Zabić za nią. Długo nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ją kocham. Zawsze miałem poczucie winy. Za to, że odebrałem ją Obito, lecz ona od dziecka mnie kochała. A ja? Ja jej nie dostrzegałem, będąc zaślepiony, by być najlepszy. Później po śmierci matki bez pamięci oddałem się nauce i judo, na które zapisał mnie ojciec, bym uporał się z bólem po jej śmierci, lecz mi to nie pomagało. Jedynie mogłem rozładować złość na treningach. Z rozmyślań wyrwały mnie ramiona mojej żony. Spojrzałem kątem oka na jej śliczną twarz. Odwróciłem się do niej przodem, jednocześnie obejmując ją w talii. Nachyliłem się i musnąłem wargami jej miękkie wargi. Spojrzałem w jej ciemne, duże oczy, które niemal mówiły do mnie. Pokazywały tak wiele. Tyle było w nich emocji, które tylko ja mogłem odczytać.
- Dziękuję kochanie. Wiesz, że nie musiałaś. - cicho szepnąłem wprost w jej usta. Widząc, jak kąciki ust rozchylając się w lekkim uśmiechu, przymrużyłem powieki.
- Wiem Kakashi, ale zrobiłam to bo Cię kocham. Nie zapominaj o tym. - moje wargi drgnęły ku górze. Przeniosłem dłonie na jej nagie łopatki i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie. Otarłem się nosem o jej drobny nosek. Zdawałem sobie sprawę, że ona uwielbia ten gest. Widziałem w tym momencie radość w jej oczach, lecz gdzieś tam dalej majaczyła troska o mnie. O takiego śmiecia, za jakiego się uważałem, lecz ona każdego dnia pokazywała mi, iż tak nie jest. Że jestem inny. I ja zaczynałem w to wierzyć. Ostrożnie położyłem dłoń na jej policzek, bojąc się, że więcej siły może spowodować zadraśnięcie na jej niczym porcelanowej twarzy.
- Kocham Cię Rin Hakate. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka stąpa na tej ziemi. Nie oddałbym Cię nikomu. Zabiłbym za Ciebie, gdybym musiał. Rozumiesz? - szepnąłem cicho, lecz na tyle głośno by brązowowłosa kobieta usłyszała. Jej palce dotknęły mojego chłodnego policzka. Uniosłem brwi ku górze, lecz na moich wargach igrał uśmiech. Przeznaczony tylko i wyłącznie dla niej. Była niczym boginka. Piękna, silna, a zarazem krucha niczym porcelana. Delikatne muśnięcie jej ust spowodowało u mnie dreszcz.
- Rozumiem Kakashi Hatake. A Ty zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla mnie wszystkim? Całym moim światem? Kimś, kogo nie chciałabym stracić? Kimś, kto jest cudownym człowiekiem? Że nie jesteś takim, jakim sobie wmawiasz? Zrobiłabym dla Ciebie dosłownie wszystko. Oprócz jednej, jedynej rzeczy, gdybyś mnie poprosił. Nie odeszłabym od Ciebie. - cichy szept otulił mnie niczym do snu, lecz ja mocniej przytuliłem ją do siebie. Moje serce przyśpieszyło razem z tętnem. Zdawałem sobie sprawę, że teraz ona słyszy bicie mojego serca. Bijącego dla niej. Podniosłem ją do góry, na co ona objęła moją szyję. Położyłem ją na łóżku i okryłem kołdrą. Widząc zdziwienie malujące się na jej twarzy, cicho się zaśmiałem i ucałowałem jej pełne usta.
- Niedługo wrócę kochanie. Idę się przejść. Odpocznij i postaraj się zasnąć.
- Ale Kakashi... Jest 4 w nocy.
- Csii... Spokojnie Rin. Dobranoc. - ucałowałem jej ciepłe czoło. Podszedłem do krzesła, gdzie wisiała moja bluza. Założyłem ją na siebie i wyszedłem z domu, zamykając cicho drzwi. Przez moje ciało przeszedł zimny powiew wiatru. Niezauważalnie zadrżałem, lecz nie zwolniłem kroku. Ruszyłem ku dobrze znanym mi drogą. Podobało mi się mieszkanie na obrzeżach miasta. Po kilku minutach wszedłem do lasu, który otaczał mnie niemal nieprzeniknioną ciemnością. Włożyłem ręce do kieszeni.

****

- Kochanie masz tutaj kanapki do pracy. - z moich ust wydobył się cichy śmiech. Przygarnąłem ją ramieniem do mojego torsu i ucałowałem jej czoło. Spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłem uwierzyć, jak każdego dnia chciało jej się robić dla mnie kanapki, jak wstawała czasem o piątej rano by przygotować mi kawę z kanapkami włącznie.
- Wiesz, że nie musiałaś skarbie. Przecież mam obie sprawne ręce. - przejechałem opuszkami palców po jej zgrabnym pośladku, co spowodowało u niej delikatne rumieńce. Mruknąłem pod nosem i mrugnąłem łobuzerko okiem.
- Właśnie widzę. Idź już, bo się spóźnisz kochanie. Widzimy się o 18 pod kinem? - kiwnąłem twierdząco głową i przelotnie pocałowałem jej różowe wargi. Ubrałem kurtkę, wziąłem teczkę, gdzie włożyłem drugie śniadanie przygotowane przez moją żonę i wyszedłem z domu. Otworzyłem drzwi garażu i wyjechałem naszym sportowym autem. Czułem jej czujne spojrzenie obserwujące mnie za okna. Uśmiechnąłem się do siebie. Dobrze było czuć się ważnym. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ona. Odwróciłem się do tyłu i wyjrzałem przez tylne szyby samochodu. Pomachałem jej dłonią, zapiąłem pasy i wyjechałem z działki. Podróż trwała dłużej niż zwykle z powodu korków. Zresztą nie śpieszyłem się z powodu kartki, którą każdego dnia brązowooka kobieta pisała mi i zostawiała na siedzeniu pasażera z przodu. Uśmiechnąłem się i schowałem kolejną kartkę do schowka, który niemal się wysypywał. Nie miałem serca pozbywać się czegoś, co oznaczało troskę. Zwłaszcza z jej strony. Zaparkowałem na parkingu dla policjantów. Wyszedłem z auta, wziąłem teczkę z tylnego siedzenia. Zamknąłem samochód i ruszyłem na komendę. Jako detektyw nie miałem obowiązku nosić munduru, co mnie niezmiernie cieszyło. Wszedłem przez szklane drzwi i przywitałem się tam z dyżurującym policjantem.
- Cześć Yamato.
- Witaj Kakashi. Jak się spało?
- Znowu koszmary. - westchnąłem zirytowany. Należał do nielicznych osób, które wiedziały o moich nocnych przygodach. Gdy kiwnął ze zrozumieniem głową ruszyłem ku drzwią, by zaleźć się na wyższym piętrze.
- Kakashi! Czekaj! Mam tutaj dla Ciebie korespondencje. I jeszcze dzisiaj jakaś kobieta się do Ciebie zgłosiła. A raczej umówiła na wizytę o 15. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Rozumiem. Dziękuję przyjacielu. - wziąłem od niego dosyć opasłą korespondencję i ruszyłem do swojego biura. Po kilku minutach znalazłem się w swoim gabinecie. Widząc piętrzący się stos dokumentów, westchnąłem. To była mniej lubiana przeze mnie część pracy. Odłożyłem paczkę na biurko i usiadłem za nim na skórzanym fotelu. Od razu mój wzrok skupił się na zdjęciu, które było robione, gdy byłem nastolatkiem. Obok mnie była Rin oraz Obito. Wtedy najlepsi i jedyni przyjaciele, jakich miałem. Pogładziłem kciukiem sylwetkę dziewczyny. Popatrzyłem chwilę jeszcze na fotografię, a następnie wziąłem się za przeglądanie papierów piętrzących się na stole. Nie minęło wiele czasu, gdy przedarłem się przez połowę. Do moich uszu dobiegło ciche pukanie, zawołałem.
- Otwarte. - po chwili moim oczom ukazała się moja partnerka.
- Witaj Sherloku. Pewnie jeszcze kawy nie piłeś. Przychodzę z odsieczą. - uśmiechnąłem się do niej i wskazałem wolne krzesło. Gdy usiadła, nachyliłem się i wziąłem zielony kubek z kawą. Uniosłem brew ku górze.
- Słodziłaś?
- Dalej mi nie ufasz? - jej cichy śmiech spowodował, iż upiłem łyk cieczy. Czując, jak moja ulubiona używka zaczyna krążyć w organizmie, uśmiechnąłem się i odłożyłem kubek na stół.
- Dziękuję Daria. Jak się miewa Itachi?
- A wiesz bardzo dobrze. W końcu zdrowy. Nie będę musiała słuchać jego wiecznych narzekań, jaki to chory i jak umiera. - cicho się zaśmiałem, wtórując jej. Odchyliłem się w fotelu i uważnie wpatrywałem się w młodą kobietę.
- Jak u Rin? Dobrze się czuje? - delikatny uśmiech na twarzy brązowowłosej wyrażał troskę, jak i serdeczność. Kiwnąłem głową i zerknąłem na zegarek jak miałem w nawyku przez tyle lat na służbie.
- Za 5 minut powinna przyjść moja nowa klientka. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak Cię teraz wyproszę. - spojrzałem na nią przepraszająco, lecz ona tylko się zaśmiała i wstała z krzesła, zabierając ze sobą niebieski kubek. Taki jaki uwielbiała. Uświadomiłem to sobie, lecz nie zdążyłem sobie tego poukładać, gdy jej perlisty śmiech dotarł do moich uszu.
- Spokojnie stary przyjacielu. Udanej randki z żoną.
- S-skąd? - jęknąłem, lecz długowłosej dziewczyny już nie było. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Pracowaliśmy już dwa lata, a ja dalej nie potrafiłem jej rozgryźć. Upiłem ponownie łyk kawy, gdy usłyszałem pukanie. Drugie w przeciągu godziny mojej pracy. Przymrużyłem powieki i zerknąłem na zegar, który wskazywał równo godzinę 15. Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała się starsza kobieta, mająca na oko około 45 lat, lecz wyglądająca na 30 parę. Przepuściłem ją w drzwiach, a dłonią wskazałem krzesło. Szybkim ruchem zamknąłem dębowe drzwi i powędrowałem na poprzednie miejsce. Oparłem podbródek o splecione dłonie i obserwowałem moją nową klientkę.
- A więc? Co panią do mnie sprowadza?


Beta: Oliwia M.
ChelseaSmile Raj Szablonów