Znowu. Znowu to samo. Znowu obudziły mnie koszmary z przeszłości. Zerwałem się z łóżka oddychając ciężko. Przetarłem wierzchem dłoni spocone czoło i powędrowałem wzrokiem po otaczającej mnie ciemności. Znowu ta ciepła dłoń pocieszycielko klepała mnie w bark. Spojrzałem na Rin. Dziewczynę, której nie zauważałem wcześniej, lecz mimo tego ona dalej przy mnie była. Odetchnąłem z ulgą i pozwoliłem na to, by jej ciepłe ramiona mnie objęły. By jej malinowy oddech owiał i otulił moją szyję. Ponownie pozwoliłem sobie na azyl w jej ramionach. Na jej cichy szept, który mnie uspokajał. Jak ostatni tchórz pozwoliłem sobie na chowanie się w te niewinne ramiona. Ramiona mojej żony, która od wielu lat koiła mój strach. Nie pozwalała by mnie zniszczył. Trwała bezwarunkowo przy mnie. Pomimo mojego charakteru. Pomimo tego, jaki byłem. Położyłem drżące dłonie na jej gładkich plecach. Przymknąłem powieki, wtulając nos w jej obojczyk. Wystający, lecz dający schronienie moim myślą.
- Spokojnie Kakashi. To tylko zły sen. - jej słowa odbiły się w mojej głowie jak echo. Odetchnąłem ciężko, nawet nie otwierając powiek. Ten uspokajający głos był ze mną od lat. Dawał mi nadzieję na lepsze jutro. Poczułem, jak jej krótkie włosy łaskoczą mój policzek. Z moich ust mimowolnie wydobyło się ciche mruknięcie. Każdego dnia nie mogłem uwierzyć, że ta kobieta chciała ze mną być. Że chciała za męża kogoś, kto jest poturbowany psychicznie. Że wszystkie swoje siły wkładała na leczenie mnie. Nie ważne czy to była zima, czy lato. Ona była i cierpliwie opatrywała moje rany. Na nic nie zdawały się próby okłamania jej, że wszystko w porządku. Była jak matka, która opatruje swojemu dziecku skaleczone kolano. Jak ktoś, kogo trzeba strzec. Niczym anioł stróż. Otwarłem oczy i spojrzałem w jej. Jej orzechowe oczy, które czujnie się we mnie wpatrywały. Wypatrywały każdej zmiany na mojej twarzy. Posłałem jej przyjacielski uśmiech i mocniej ją do siebie przytuliłem. Cicho szepnąłem, lecz mój głos odbił się od ścian i powędrował dalej. Wgłąb domu.
- Rin...
- Csii Kakashi... Nic nie mów. Zrobię Ci herbatę. Taką, jaką uwielbiasz. - spojrzałem na nią z wdzięcznością i obserwowałem, jak w ciszy ubiera szlafrok, który podarowałem jej na piątą rocznicę bycia małżeństwem. Jak posyła mi ten niewinny, uspokajający uśmiech. Nie mogłem się powstrzymać i również odwzajemniłem gest. Jej uśmiech sprawiał, że nie dało się nie uśmiechnąć. Spojrzałem na swoje jeszcze dygoczące dłonie. Pełne blizn. Przepełnione nierównościami, lecz ona je kochała. Uwielbiała, jak gładziłem jej idealne ciało moimi spracowanymi dłońmi. Wstałem z łóżka i podszedłem do parapetu. Wyjrzałem z okien wieżowca na panoramę miasta. Poznań. Był pięknym miastem, lecz stosunkowo niedługo tutaj mieszkaliśmy. To Rin nalegała byśmy się tutaj przeprowadzili. Byśmy odcięli się od złych wspomnień. A raczej ja. Widziałem w jej oczach, jak nienawidziła momentów, gdy nie mogła mi pomóc. Jak musiała bezradnie obserwować moje cierpienie. Zresztą ja nie byłem jej dłużny. Również nienawidziłem momentu, gdy byłem bezsilny wobec jej cierpienia. Jak mogłem się tylko przyglądać i modlić by rzecz, która sprawiała jej ból, jak najszybciej zniknęła. Kochałem ją. Naprawdę ją kochałem. Jako policjant mógłbym za nią zabić, nie zważając na żadne konsekwencje. Mógłbym siedzieć w więzieniu, byleby ją ochronić, gdyby zaszła taka potrzeba. Zabić za nią. Długo nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ją kocham. Zawsze miałem poczucie winy. Za to, że odebrałem ją Obito, lecz ona od dziecka mnie kochała. A ja? Ja jej nie dostrzegałem, będąc zaślepiony, by być najlepszy. Później po śmierci matki bez pamięci oddałem się nauce i judo, na które zapisał mnie ojciec, bym uporał się z bólem po jej śmierci, lecz mi to nie pomagało. Jedynie mogłem rozładować złość na treningach. Z rozmyślań wyrwały mnie ramiona mojej żony. Spojrzałem kątem oka na jej śliczną twarz. Odwróciłem się do niej przodem, jednocześnie obejmując ją w talii. Nachyliłem się i musnąłem wargami jej miękkie wargi. Spojrzałem w jej ciemne, duże oczy, które niemal mówiły do mnie. Pokazywały tak wiele. Tyle było w nich emocji, które tylko ja mogłem odczytać.
- Dziękuję kochanie. Wiesz, że nie musiałaś. - cicho szepnąłem wprost w jej usta. Widząc, jak kąciki ust rozchylając się w lekkim uśmiechu, przymrużyłem powieki.
- Wiem Kakashi, ale zrobiłam to bo Cię kocham. Nie zapominaj o tym. - moje wargi drgnęły ku górze. Przeniosłem dłonie na jej nagie łopatki i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie. Otarłem się nosem o jej drobny nosek. Zdawałem sobie sprawę, że ona uwielbia ten gest. Widziałem w tym momencie radość w jej oczach, lecz gdzieś tam dalej majaczyła troska o mnie. O takiego śmiecia, za jakiego się uważałem, lecz ona każdego dnia pokazywała mi, iż tak nie jest. Że jestem inny. I ja zaczynałem w to wierzyć. Ostrożnie położyłem dłoń na jej policzek, bojąc się, że więcej siły może spowodować zadraśnięcie na jej niczym porcelanowej twarzy.
- Kocham Cię Rin Hakate. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka stąpa na tej ziemi. Nie oddałbym Cię nikomu. Zabiłbym za Ciebie, gdybym musiał. Rozumiesz? - szepnąłem cicho, lecz na tyle głośno by brązowowłosa kobieta usłyszała. Jej palce dotknęły mojego chłodnego policzka. Uniosłem brwi ku górze, lecz na moich wargach igrał uśmiech. Przeznaczony tylko i wyłącznie dla niej. Była niczym boginka. Piękna, silna, a zarazem krucha niczym porcelana. Delikatne muśnięcie jej ust spowodowało u mnie dreszcz.
- Rozumiem Kakashi Hatake. A Ty zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla mnie wszystkim? Całym moim światem? Kimś, kogo nie chciałabym stracić? Kimś, kto jest cudownym człowiekiem? Że nie jesteś takim, jakim sobie wmawiasz? Zrobiłabym dla Ciebie dosłownie wszystko. Oprócz jednej, jedynej rzeczy, gdybyś mnie poprosił. Nie odeszłabym od Ciebie. - cichy szept otulił mnie niczym do snu, lecz ja mocniej przytuliłem ją do siebie. Moje serce przyśpieszyło razem z tętnem. Zdawałem sobie sprawę, że teraz ona słyszy bicie mojego serca. Bijącego dla niej. Podniosłem ją do góry, na co ona objęła moją szyję. Położyłem ją na łóżku i okryłem kołdrą. Widząc zdziwienie malujące się na jej twarzy, cicho się zaśmiałem i ucałowałem jej pełne usta.
- Niedługo wrócę kochanie. Idę się przejść. Odpocznij i postaraj się zasnąć.
- Ale Kakashi... Jest 4 w nocy.
- Csii... Spokojnie Rin. Dobranoc. - ucałowałem jej ciepłe czoło. Podszedłem do krzesła, gdzie wisiała moja bluza. Założyłem ją na siebie i wyszedłem z domu, zamykając cicho drzwi. Przez moje ciało przeszedł zimny powiew wiatru. Niezauważalnie zadrżałem, lecz nie zwolniłem kroku. Ruszyłem ku dobrze znanym mi drogą. Podobało mi się mieszkanie na obrzeżach miasta. Po kilku minutach wszedłem do lasu, który otaczał mnie niemal nieprzeniknioną ciemnością. Włożyłem ręce do kieszeni.

****

- Kochanie masz tutaj kanapki do pracy. - z moich ust wydobył się cichy śmiech. Przygarnąłem ją ramieniem do mojego torsu i ucałowałem jej czoło. Spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłem uwierzyć, jak każdego dnia chciało jej się robić dla mnie kanapki, jak wstawała czasem o piątej rano by przygotować mi kawę z kanapkami włącznie.
- Wiesz, że nie musiałaś skarbie. Przecież mam obie sprawne ręce. - przejechałem opuszkami palców po jej zgrabnym pośladku, co spowodowało u niej delikatne rumieńce. Mruknąłem pod nosem i mrugnąłem łobuzerko okiem.
- Właśnie widzę. Idź już, bo się spóźnisz kochanie. Widzimy się o 18 pod kinem? - kiwnąłem twierdząco głową i przelotnie pocałowałem jej różowe wargi. Ubrałem kurtkę, wziąłem teczkę, gdzie włożyłem drugie śniadanie przygotowane przez moją żonę i wyszedłem z domu. Otworzyłem drzwi garażu i wyjechałem naszym sportowym autem. Czułem jej czujne spojrzenie obserwujące mnie za okna. Uśmiechnąłem się do siebie. Dobrze było czuć się ważnym. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ona. Odwróciłem się do tyłu i wyjrzałem przez tylne szyby samochodu. Pomachałem jej dłonią, zapiąłem pasy i wyjechałem z działki. Podróż trwała dłużej niż zwykle z powodu korków. Zresztą nie śpieszyłem się z powodu kartki, którą każdego dnia brązowooka kobieta pisała mi i zostawiała na siedzeniu pasażera z przodu. Uśmiechnąłem się i schowałem kolejną kartkę do schowka, który niemal się wysypywał. Nie miałem serca pozbywać się czegoś, co oznaczało troskę. Zwłaszcza z jej strony. Zaparkowałem na parkingu dla policjantów. Wyszedłem z auta, wziąłem teczkę z tylnego siedzenia. Zamknąłem samochód i ruszyłem na komendę. Jako detektyw nie miałem obowiązku nosić munduru, co mnie niezmiernie cieszyło. Wszedłem przez szklane drzwi i przywitałem się tam z dyżurującym policjantem.
- Cześć Yamato.
- Witaj Kakashi. Jak się spało?
- Znowu koszmary. - westchnąłem zirytowany. Należał do nielicznych osób, które wiedziały o moich nocnych przygodach. Gdy kiwnął ze zrozumieniem głową ruszyłem ku drzwią, by zaleźć się na wyższym piętrze.
- Kakashi! Czekaj! Mam tutaj dla Ciebie korespondencje. I jeszcze dzisiaj jakaś kobieta się do Ciebie zgłosiła. A raczej umówiła na wizytę o 15. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Rozumiem. Dziękuję przyjacielu. - wziąłem od niego dosyć opasłą korespondencję i ruszyłem do swojego biura. Po kilku minutach znalazłem się w swoim gabinecie. Widząc piętrzący się stos dokumentów, westchnąłem. To była mniej lubiana przeze mnie część pracy. Odłożyłem paczkę na biurko i usiadłem za nim na skórzanym fotelu. Od razu mój wzrok skupił się na zdjęciu, które było robione, gdy byłem nastolatkiem. Obok mnie była Rin oraz Obito. Wtedy najlepsi i jedyni przyjaciele, jakich miałem. Pogładziłem kciukiem sylwetkę dziewczyny. Popatrzyłem chwilę jeszcze na fotografię, a następnie wziąłem się za przeglądanie papierów piętrzących się na stole. Nie minęło wiele czasu, gdy przedarłem się przez połowę. Do moich uszu dobiegło ciche pukanie, zawołałem.
- Otwarte. - po chwili moim oczom ukazała się moja partnerka.
- Witaj Sherloku. Pewnie jeszcze kawy nie piłeś. Przychodzę z odsieczą. - uśmiechnąłem się do niej i wskazałem wolne krzesło. Gdy usiadła, nachyliłem się i wziąłem zielony kubek z kawą. Uniosłem brew ku górze.
- Słodziłaś?
- Dalej mi nie ufasz? - jej cichy śmiech spowodował, iż upiłem łyk cieczy. Czując, jak moja ulubiona używka zaczyna krążyć w organizmie, uśmiechnąłem się i odłożyłem kubek na stół.
- Dziękuję Daria. Jak się miewa Itachi?
- A wiesz bardzo dobrze. W końcu zdrowy. Nie będę musiała słuchać jego wiecznych narzekań, jaki to chory i jak umiera. - cicho się zaśmiałem, wtórując jej. Odchyliłem się w fotelu i uważnie wpatrywałem się w młodą kobietę.
- Jak u Rin? Dobrze się czuje? - delikatny uśmiech na twarzy brązowowłosej wyrażał troskę, jak i serdeczność. Kiwnąłem głową i zerknąłem na zegarek jak miałem w nawyku przez tyle lat na służbie.
- Za 5 minut powinna przyjść moja nowa klientka. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak Cię teraz wyproszę. - spojrzałem na nią przepraszająco, lecz ona tylko się zaśmiała i wstała z krzesła, zabierając ze sobą niebieski kubek. Taki jaki uwielbiała. Uświadomiłem to sobie, lecz nie zdążyłem sobie tego poukładać, gdy jej perlisty śmiech dotarł do moich uszu.
- Spokojnie stary przyjacielu. Udanej randki z żoną.
- S-skąd? - jęknąłem, lecz długowłosej dziewczyny już nie było. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Pracowaliśmy już dwa lata, a ja dalej nie potrafiłem jej rozgryźć. Upiłem ponownie łyk kawy, gdy usłyszałem pukanie. Drugie w przeciągu godziny mojej pracy. Przymrużyłem powieki i zerknąłem na zegar, który wskazywał równo godzinę 15. Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała się starsza kobieta, mająca na oko około 45 lat, lecz wyglądająca na 30 parę. Przepuściłem ją w drzwiach, a dłonią wskazałem krzesło. Szybkim ruchem zamknąłem dębowe drzwi i powędrowałem na poprzednie miejsce. Oparłem podbródek o splecione dłonie i obserwowałem moją nową klientkę.
- A więc? Co panią do mnie sprowadza?


Beta: Oliwia M.
ChelseaSmile Raj Szablonów